A ja wierzę w bezinteresowność, i chciałabym w nią wierzyć aż do grobowej deski, żeby nie stać się podejrzliwym, zgorzkniałym cynikiem. Przynajmniej nie bardziej, niż jestem
Uważam, że niektórzy niezmiernie komplikują zagadnienie.
1, (czyli po pierwsze: ) Czy bezinteresowność jest/może być wartością absolutną?
Są pojęcia, które nie muszą być brane w sensie absolutym, bo wtedy tracą swoje znaczenie. Bezinteresowność też jest taka. Nie ma bezinteresowności absolutnej, bo gdyby była, to już nie byłaby bezinteresowność, tylko jakiś kompletny brak pobudek (no bo skoro wszystko można wytłumaczyć mniej lub bardziej pokrętnymi korzyściami). No a brak pobudek, to nie bezinteresowność. Kropka.
Więc co to jest bezinteresowność? Można powiedzieć, że jest to przeciwieństwo wyrachowania. Wyrachowany człowiek, jak już wyżej wspominano, oblicza (tu podkreślę: świadomie oblicza!), jakie korzyści może zyskać z danego uczynku, i czy mu się to opłaca na tyle, żeby poświęcić na to swój czas/energię/uwagę/pieniądze, itp. Jak uzna, że nie, to nie zrobi nic. Czyli robi wszystko dla konktretnie upatrzonej korzyści.
W przypadku bezinteresowności człowiek świadomie nie oczekuje nic w zamian. Jakby pomagał z myślą, że "o, pomogę, to wszyscy zobaczą jaka ze mne fajna osoba", to już nie byłby bezinteresowny, bo ma w tym swój ukryty cel, żeby otoczenie go podziwiało.
Kiedy człowiek jest bezinteresowny, to działa najczęściej po prostu z życzliwości (ciekawe, czy w istnienie życzliwości też nie werzycie?), a guzik go obchodzi, czy coś dostanie za to, czy nie. Efekt w tym sensie się nie liczy, jak ktoś się poczuje lepiej przez to, to przecież wolno mu. Ale nie dlatego pomaga. Gdyby pomagał innym (świadomie!) żeby się lepiej czuć, to by przestał być bezinteresownym. (swoją drogą, ciekawe, czy wtedy tak samo dobrze by się czuł?)
No, ale chyba już i tak wystarczająco długo się nad tym rozwodzę. ^^'
2, Nie ma osób czysto bezinteresownych lub wyrachowanych (albo są niezmiernie rzadcy), każdy z nas robi rzeczy dla korzyści, i każdemu zdarza się zrobić nie dla korzyści. W codziennych drobnostkach łatwiej o bezinteresowność, im większa sprawa, tym trudniej, bo większe straty/korzyści wchodzą w rachubę. Normalna sprawa. Bezinteresownymi ludźmi określa się tych, którzy częściej, lub w większej mierze działają bezinteresownie, niż ogół ludności. Przynajmniej ja tak uważam.
Swoją drogą, czytając ten temat czuję się, jakbym czytała Platona. Jak widać, filozofia jest jednak wiecznie żywa