O dziwo nie ma o tym "arcydziele" tematu jeszcze na tym forum.
Obejrzałem pierwszy sezon...
I jestem rozczarowany. Zapowiadał się wyśmienicie, ale ilość sztampowych rozwiązań, bohaterów i monotonne monologi głównego bohatera nie pozwalają się rozkoszować serialem.
Ostrzeżenie o spoilerach poniżej dotyczących pierwszego sezonu...
Schematyczny do bólu model czarnoskórego gliny, który ma pretensje wyssane z palca do głównego bohatera, jest również sexbomba przybrana siostra, która jest zbyt głupia by samemu zrobić karierę, obnosi się nienaturalnie ze swoimi prywatnymi sprawami pośród napchanych testosteronem kolegów z pracy, piszczy to i irytuje na każdym kroku, strzela fochy z nie wiadomych przyczyn. Dodatkową wisienką na torcie tego absurdu jest postać ojczyma, skonstruowana w pokręcony i zawiły sposób, jej pobudki nei są jasne czy zrozumiałem, zachowanie jest wręcz irracjonalne a momentami prosi aż widza by ten tłukł z rozpaczy głową o ścianę. Na sam koniec zostaje główny bohater... jak go opisać?
Dexter jest nijaki, wiem, że taka była zamierzona idea tej postaci, nie mniej jego monotonne nieustające dialogi, o tym jaki to jest wypruty z uczuć, jak to nic nie czuje, jaki to on nie jest anty i emo, potrafią doprowadzić do szału. Jęczy to to nieustannie niczym dziewoja z gimbazy, której pierwsza miłość powiedziała co o niej sądzi z wyprostowanym środkowym palcem. Dodatkowo scenarzyści absurdalnie zaprzeczają temu co postać mówi. Raz na jakiś czas Dexter doznaje napadów złości, rzuca rzeczami czy przewraca meble, gdy nagle jego plan nie idzie po myśli. Typowa oznaka braku uczuć i cech ludzkich. Nie mniej, przyznam się szczerze, że mimo tych wszystkich wad polubiłem w pewnym stopniu tę karykaturę seryjnego mordercy.
Gorzej już się ma nasza intryga i wątek krążący wokół seryjnego mordercy, alias Ice Truck Killer. Z początku wszystko wydaje się być ciekawe, atmosfera jest duszna, coraz więcej ofiar i nieścisłości. Dodatkowo pętelka na szyi głównego bohatera się zaciska. Niestety im dalej w las tym gorzej. Kończąc na kulminacyjnej wtopie. Wargi mi krwawiły gdy zaciskałem zęby, podczas seansu ostatniego odcinka. Najgorsze miało miejsce, kiedy to wielka prawda wyszła na jaw i okazało się, że oczywiście nasi dwaj bohaterowie są powiązani. Nie, nie tylko tym co robią, mają wspólne geny i są tragicznym rodzeństwem. Nawet brak mi jakiś konkretnych słów do opisania agonii w jakiej się znalazłem, gdy dotarło do mnie, że mimo wszystko cała historia jest taka tandetna i po prostu zwyczajnie w świecie durna.
I za nim mnie zjecie, jestem w stanie zrozumieć, że może się to podobać. Nie mniej gdy Dex podrzyna gardło osobie, której tak usilnie szuka przez cały ten sezon, a mam tu namyśli jego chęć zrozumienia i potrzebę osoby przed którą nie musiał by się kryć ze swoją "tragicznością", dałem sobie spokój. To nie dla mnie, oper mydlanych naoglądałem się już dość.
Być może miałem jakieś napompowane wymagania względem tego serialu, spodziewałem się pojedynku dwóch geniuszy zła, ich wyścigu o przetrwanie. Jakiegoś epickie kulminacyjnego pojedynku między tymi dwoma. A w zamian otrzymałem szopkę i rodzinne pojednanie.
Dlatego moja finalne pytanie brzmi:
Czy kolejne sezony są równie głupie jak pierwszy?
Pytania dodatkowe:
Czy siostra Dexa wciąż jest taką samą postacią? Czy zły policjant, stereotypowy "mudzyn" wciąż krzywi buzię i przypierdziela się do głównego bohatera bez względu o to co ten zrobi? I na sam koniec, czy choć raz Dex będzie się mierzył z kimś swojego pokroju i ten ktoś nie będzie z nim spokrewniony, miał tej samej rasy psa, chomika czy rybek, nie będą mieli ulubionego miejsca posiłków, nie będą ze sobą dzielili tragicznej do bólu historii, czyli po prostu będą sobie obcy prywatnie, a jedynym co ich będzie łączyć to wspólny fach rzemiosła nocnego ?