Inna rzeczywistość
To mój pierwszy fik, więc wiem, że jest do niczego. Za krótki, za nudny. Ale proszę o surową krytykę.
Za parę dni wstawię jeszcze "okładkę".
Inna rzeczywistość
Oddawaj Ace'a!
Trzy lata temu, w piękny, słoneczny dzień, na małą wyspę przypłynął statek. Załoga szła ulicami. Wpadli do baru jak jakieś dzikusy. Czuć było od nich chęć mordu i rozróby. Kapitan powiedział
- Jestem Shanks, i wiedzcie, że dziś po raz ostatni zobaczyliście wschód słońca! - Shanks zastrzelił jakiegoś człowieka. Zaraz potem podszedł do innego i zabił szablą. Ludzie zaczęli uciekać. Kapitan kazał zrabować wszystko i spalić wioskę. Sześcio - letni wtedy Luffy, pragnący zostać admirałem floty, chciał uratować swojego młodszego brata, Ace'a. Pobiegł do domu. Unikał cięć i strzałów. Bał się, ale miał większe zmartwienia. Martwił się o Ace'a. Kiedy dobiegł do budynku, wszystko w koło płonęło. Wszędzie leżały trupy. Było kilkoro konających, chodzili też ludzie z bronią. Z domu chłopca ktoś wychodził. Pirat. Odepchnął Luffy'iego na bok i poszedł dalej. Mały leżał wśród kamieni, tak, że nie było go widać. Po chwili wyszedł Shanks, trzymając coś w ręku. Kiedy Luffy się przyjrzał, zobaczył, że to jego brat, Ace. Głowa go bolała, nie mógł wstać. Wiedział, że kapitan coś krzyczy, ale nie mógł zrozumieć, co. Słyszał tylko:
- ..gdzie jest... - ...kapelusz... - ...Lucky!... - Tylko tyle. Leżał jeszcze dwie minuty, po czym odwrócił się w bok, żeby wstać. Podniósł się. Otrzepał spodnie i wszedł do domu. To co zobaczył, przeraziło go. Jego rodzice martwi leżeli na podłodze. Wrzasnął. Rzucił się do ciał. Na podłodze zauważył zapis. Zapis z krwi jego rodziców. Napisane było "Nie uciekaj, młody. Ciebie też kiedyś dopadnę. Shanks.". Coś go tknęło. Musi sobie teraz radzić sam. Wstał, spojrzał na zbliżający się ogień. Wyszedł przez okno. Rozejrzał się. Poszedł w kierunku portu, zobaczyć, czy już odpłynęli. Statek jeszcze stał. Luffy wyprostował się i krzyknął, w każdym razie próbował. Nie mógł wydobyć ani słowa. Łzy znów napłynęły mu do oczu. Usiadł na beczce, i poczuł. Głos mu wrócił. Ale było już za późno, statek odpłynął. Nie obchodziło go to. Wrzasnął na całe gardło
- ODDAWAJ ACE'AAAAA!!!!!! - Shanks jednak to usłyszał. Uśmiechnął się pod nosem.
Luffy smętnie wlókł się po mieście, gdzie kilka osób gasiło ogień. Zajrzał do budynku, gdzie jakiś dzieciak też rozpaczał po stracie rodziców. Usiadł pod kamieniem i próbował zasnąć. Nie dał rady. burmistrz zwołał ocalałych i wygłosił przemówienie.
- Mieszkańcy, odbudujemy to miasto! . Podzielcie się na trzy grupy. Pierwsza będzie wynosić ciała poza wioskę, zrobimy tam cmentarz. Grupa druga poszuka jakiegoś jedzenia i sprawdzi, czy coś zostało. Grupa trzecia zacznie odbudowywać domy. Podzielcie się! - Ludzie rozdzielili się na siedmio - osobowe grupy, mieszkańców wioski przed atakiem było dwustu. Każda drużyna miała napisany numer na nadgarstku, żeby można było się rozpoznać. Luffy dołączył do grupy trzeciej. Z jakimś człowiekiem poszedł do pobliskiego lasu narąbać drewna.
- Hej, mały - mężczyzna odezwał się - ja rąbię, a ty nosisz do innych, jasne? - Tak jest, proszę pana. - Odpowiedział smutny chłopiec. Kiedy pierwsze drzewo się przewaliło, Luffy już rozpalał ognisko z gałęzi. Potem nosił deski do budowy domów.
Miasto zostało odbudowane, a Luffy stał się samodzielny. Jednak tylko na trzy lata...
Dzień był pochmurny, z nieba spadały krople wody. Luffy siedział na drzewie, zbierał owoce. Był jedną z osób odpowiedzialnych za jedzenie. Mimo młodego wieku, był bardzo pracowity, ale nie miał do nikogo zaufania. Mieszkał sam w niedużym domku. Miasto było już w miarę odbudowane, urodziły się dwie dziewczynki i jeden chłopiec. Luffy po skończonej pracy poszedł poza miasteczko, na cmentarz. Podszedł do grobu rodziców. Położył świeże kwiaty. Siedział tam około pół godziny. Przybiegł jakiś facet w średnim wieku, powiedział, że statek widać na horyzoncie.
- Statek? - zdziwił się Luffy - A jeśli to... Shanks? - Razem pobiegli do portu. Statek był coraz bliżej. Chłopiec rozpoznał go. To piracki okręt. Kiedy dopłynął, wszyscy już schowali się w lesie. Tylko Luffy stał odważnie w porcie. Shanks miał na głowie swój kapelusz. Kiedy kapitan wyszedł, nie zdziwił się na widok malca.
- Chciałeś czegoś, maluszku? Może zmienić ci pieluszkę? hahaha!!! - Shanks naśmiewał się z chłopca, ale jemu w cale nie było do śmiechu.
- Oddawaj Ace'a! - krzyknął, po czym pobiegł w stronę pirata. Tamten nie przestawał się śmiać, więc go nie zauważył. Luffy wykonał ruch. Kopnął kapitana w klejnoty. Mimo niedużej siły, Shanks się wykręcił, lecz po chwili wstał, wyjął szablę i rozciął Luffy'emu skórę pod okiem. Malec krzyknął z bólu. Pirat zaczął go jeszcze bić po twarzy. Chłopiec upadł. Shanks myślał, że go zabił. Złapał go i odrzucił gdzieś daleko. Luffy podniósł się powoli i schował się za skrzynią. Siedział tam, dopóki nie zabrali ponownie wszystkiego. Twarz go bolała. Kiedy Shanks wchodził na statek, Luffy zauważył, że nie ma na głowie kapelusza. Minę miał złą. Wszedł do swojej kajuty, a statek odpłynął.
Luffy szedł ulicą, kiedy zauważył coś na skrzynce. Zdziwiło go to. Leżał tam kapelusz Shanksa. Podniósł go i zaczął się przypatrywać. Poszedł do swojego domku. Wszystko było przewrócone.Pogrzebał w rzeczach, w końcu znalazł to, czego szukał. Kartkę i długopis. Napisał na niej " właściciel tego kapelusza zginie z mojej ręki". To go pocieszyło. ' Czas wyruszyć. Wstąpię do Marines i zostanę admirałem! '
Luffy spakował kilka ubrań i trochę żywności. Przypomniał sobie o ranie pod okiem. Wziął igłę i nitkę, stanął przed lustrem i zszył jako tako. Wszedł na dach i krzyknął
- IDĘ PO CIEBIE, ACE!!! - wszyscy na niego spojrzeli. Zeskoczył z dachu i pobiegł do portu. Wioska posiadała tylko dwie łodzie. Ludzie zeszli się wokół Luffy'ego. Tamten wszedł do jednej i powiedział
- Idę uratować mojego brata, nie próbujcie mnie powstrzymywać - Skąd wiesz, że on żyje? - Wystarczy w to wierzyć. Ludzie odepchnęli Luffy'ego od brzegu. Rozwinął żagiel i usiadł. Nie pozostało nic innego, jak czekać.
Dzień pierwszy. Luffy zjadł już trzydzieści udek kurczaka. Wiatr wiał ok. 15 km/h, więc było dość spokojnie. Chłopiec strasznie się nudził, nie w jego typie było siedzenie w miejscu. Postanowił popływać. To jedna z rzeczy, które wychodziły mu dobrze. Zanurkował, wszystkie ryby natychmiast uciekły. Zauważył coś na dnie. Wynurzył się i wyjął z torby swoje okularki do nurkowania. Założył je, po czym wskoczył na główkę do wody. Płynął do dna. Leżał tam wrak statku. Szybko go opłynął. Zaczęło braknąć mu powietrza. Kiedy miał już wypływać, zobaczył szkatułkę. Zaciekawiła go, więc wziął ją w rękę i wypłynął. Gdy wszedł do łodzi i odsapnął, spojrzał na szkatułkę. Otworzył ją. W środku leżał dziwny owoc. ' Zjem go później. ' pomyślał Luffy.
- Czas na małą drzemkę. - powiedział sam do siebie. Po chwili zasnął.
Jego sen był bardzo dziwny. Był w wodzie, ale nie mógł się ruszyć. Obudził się, był cały spocony. Słońce już zachodziło, czas był na kolację. zjadł czternaście udek i poszedł spać.
Dzień drugi. Na horyzoncie widać było brzeg. Udka się skończyły, a Luffy był głodny. Otworzył szkatułkę i wyjął owoc. Miał on na sobie spiralne wzorki. W ciągu sekundy owoc był już w żołądku chłopca.
- Obrzydliwe! - Luffy się skrzywił. - No nic, za jakiś czas dopłynę do wyspy, może będzie tam jakieś normalne jedzenie...
Po upływie trzech godzin Luffy dopłynął do portu. Postawił plecak na ziemi i położył wiosło tak, żeby nie wypadło. Zaklinowała mu się przy tym ręka w dziurze od wiosła. Kiedy się szarpał, żeby ją wydostać jego kończyna... rozciągnęła się. To go ' troszeczkę' zdziwiło. Nikogo nie było w porcie, ale właśnie nadchodził jakiś Marines. Luffy wreszcie się wydostał. Podbiegł do mężczyzny i spytał
- Psze pana, wie pan może, co stało się z moją ręką? - To mówiąc dał rękę do złapania facetowi i odsunął się. Jego ręka znów się rozciągnęła. Marines puścił ją przerażony
- Mały, weź swoje rzeczy i chodź za mną. - Zaczął iść w głąb miasta, a Luffy pobiegł za nim.
Doszli do miejsca, o którym Luffy marzył od zawsze. Siedziba marynarki.
- Wow! Po co tu przyszliśmy? - spytał Marines' a - chcecie coś ode mnie?
- Spokojnie, chcę tylko sprawdzić moje przypuszczenia. - Otworzył bramę i wszedł na teren budynku. Luffy zrobił to samo. Podeszli do drzwi, gdzie stało dwóch strażników. Marines podszedł do jednego i szepnął mu coś na ucho. Tamten zrobił dziwną minę, ale po chwili się uspokoił.
- Dobrze, kapitan Saturo jest w swoim gabinecie. Ale radzę wam trochę poczekać, ma gościa. - powiedział strażnik, po czym otworzył drzwi.
Wnętrze było dosyć ubogie. Znajdował się tam długi korytarz, wszędzie były drzwi. Luffy i Marine weszli schodami na górne piętro. Tam było tak samo, tylko na końcu tego korytarza znajdowały się duże drzwi. Kiedy byli już niedaleko nich, wyszedł stamtąd jakiś człowiek.
- O, to pan, witam. Kogo pan dziś złowił? - Marine spytał ciemnowłosego mężczyznę w wieku około 35 lat.
- Dwóch piratów z załogi Zacharo. Razem byli warci tylko 18 milionów beri. - Tamten rzucił szybko i zniknął za schodami.
Marine zapukał w duże drzwi. Weszli. Na krześle przy dużym biurku siedział człowiek, który był najpewniej kapitanem marynarki.
- O co chodzi? Co to za chłopiec? - spytał mężczyzna
- Kapitanie Saturo, Możliwe, że ten chłopiec ma moc akuma no mi.
- Co? Jakiego owocu? - Kapitan podniósł się - Młody, zauważyłeś ostatnio jakieś zmiany? - zapytał Luffy'ego
- Oprócz tego, że moja ręka się rozciągnęła, to nic. - Wypowiedź chłopca zwaliła mężczyzn z nóg - A tak przy okazji, chciałbym wstąpić do Marines. - To ich zszokowało jeszcze bardziej. Marine podszedł do kapitana i szepnął mu na ucho ' Kapitanie Saturo, jak go dobrze wyszkolimy, będzie silnym marynarzem'. Tamten kiwnął głową.
- Dzieciaku, zdajesz sobie sprawę, że będziemy traktować się poważnie?
- Zamknij się i zrób ze mnie marynarza.
- Hmm... Niech będzie. Najpierw nauczę cię władać nad mocą diabelskiego owocu. - Saturo podszedł do Luffy' ego i powiedział - Młody, chodź za mną, zaprowadzę cię do swojego pokoju.
Po drodze tłumaczył mu rozpiskę:
5:00 - Pobudka
5:15 - Trening walki mieczem
7:00 - Śniadanie
7:30 - Biegi przełajowe
9:00 - krótki odpoczynek
9:10 - Trening walki bez broni
11:00 - Wolna godzina
12:00 - Obiad
13:00 - Wyznaczona praca
19:00 - Trening walki bronią dystansową.
20:30 - Kolacja
21:00 - Wolne
22:30 - Cisza nocna
- Rozumiesz wszystko, dzieciaku?
- Tak, rozumiem.
- Jest 21: 24, więc masz wolne. Tu jest twój pokój. Miłego wieczoru. - Marine odszedł.
Pierwsze, co zrobił Luffy, to wszedł do swojego pokoju. Pomieszczenie było bardzo skromne, znajdowały się tam tylko łóżko i szafka. Wpakował wszystkie ubrania do szafki i wskoczył na łóżko. ' Ace, niedługo cię uratuję... już niedługo.' myślał chłopiec. Po chwili zasnął.
![[Obrazek: 4mbg.jpg]](http://img850.imageshack.us/img850/37/4mbg.jpg)
|