Mafia 8 - Kosmiczna epopeja - Rekruta
Drzwi z łoskotem otworzyły się i wkroczył przez nie kapitan Szogun. Cały mokry i ubabrany zielono fioletowym śluzem odłożył swój multidezintegator do szafki, wyciągnął kosmicznie przerysowane cygaro, odgryzł koniec i wepchał sobie do gęby na sam koniec sobie je przypalając. Kochał to nikotynowe gówno, dzięki któremu czuł że żył.
- Panie kapitanie, panie kapitanie!
Natomiast głos kaprala Hansa sprawiał iż kapitan Szogun żałował, że ta trucizna, którą chłonął niczym danio plankton, nie zabija go na miejscu. Chuderlawy, patyczasty i rudy kapral, rzeźbiony na wzór rodem z komiksowych ofiar losu, w człapał do jego kajuty. Jak zwykle nie pytając.
- Czego? Dopiero wróciłem z polowania na Ksenomorfy.
- Tragedia, zagłada, biada nam panie kapitanie... kod Delta.
***
Szogun zmrużył oczy obserwując sale operacyjną. Cała była obryzgana krwią, wnętrznościami i resztą pozostałości po ekipie medycznej i jednym biednym mechaniku.
- Opowiadajcie tylko skróconą wersję...
- No więc pamięta kapitan ten biwak co to go mieliśmy tydzień temu na tej fikuśnej różowej planecie prawda? Kucharz usmażył te jajka co to chłopaki ich nanieśli z tego śmiesznego wraku ufo w kształcie podkowy.
- No pamiętam, parę osób zeżarło i się nie podzieliło chamy. Się nie przyznali. Co w związku z tym?
- No więc tego, te jajka jak się okazało były sobie embrionami kosmicznego DNA.
- Kosmicznego DNA?
- Dokładnie tak. Wychodzi na to że jeżeli choć jedna komórka tego organizmu dostanie się do twojego ciała, jest w stanie rozprzestrzenić się wewnątrz infekując resztę twoich komórek. A koniec końców przejąc nad nimi kontrole.
Ostatnie zdanie kapral zaintonował niezwykle wysokim głosem. Szogun wciąż gapił się na bebechy wiszące niczym abażur na przejściem. Odwrócił się do Hansa i wykrztusił tępo.
- No i co? W sensie to dobrze czy źle?
-W sensie że ci co się nażarli tych jajek to teraz kosmici są...
- Co wy mi tu pitolicie makaron na uszy kapralu. Myślicie, że ja czasu nie mam? Posprzątać to gówno w pokoju medycznym a zainfekowanych wy pitolić mi w próżnię ze śmieciami do kolacji chcę się ich pozbyć. Jasne?
Kapitan Szogun ruszył dzielnie przed siebie, zadowolony z wypełnienia wzorowo swoich kapitańskich obowiązków. Zatrzymał się jednak, czul na plecach to paraliżujące spojrzenie tych kaprawych ocząt. Odwrócił się zatem. Kapral stał gdzie stał i chciał coś powiedzieć, lekko otwierał usta po chwili je zamykał, przy czym szczęka kłapała mu całkiem zabawnie.
- Czego jeszcze?
- No bo my nie wiemy kto jest zainfekowany, a kto nie.
Kapitan Szogun zawahał się przez sekundę, po czym zadowolony z siebie wybełkotał.
- To wy pitolicie wszystkich kapralu.
- Ale się nie da sir! Kto poprowadzi statkiem, kto naprawi wadliwy system podtrzymywania funkcji życiowych jak się znowu rozdupcy sir?
Kapitan Szogun nie lubił komplikacji, a to była jedna z owych komplikacji. Po chwili jednak spojrzał poważnie na kaprala i zaciągnął się głęboko cygarem.
- Przekaż załodze, że codziennie przed kolacją chcę jednego zainfekowanego by postawić przede mną, a ja go wy pitolę w próżnie. I tak co noc, aż komputer pokładowy przestanie wykrywać obecność obcych form. Pasi?
Kapral dalej milczał jakby to ni był koniec złych wieści. Szogun poddał się machając ręką w geście zezwolenia na podjęcie głosu przez kaprala.
- Sir według dzienników archiwalnych które ostatnio sprawdziłem, jeden spośród naszych ludzi to wtyka od korpokracji Sansumg.
- To go też znaleźć i wy pitolić w kosmos.
Hej hej hej, wybaczcie mi ten długi wstęp fabularny, mam nadzieję że wszystko już dzięki niemu mniej wiecej jasne. Od siebie dodam, że poszukuję grupy około 20 luda. Nie ma jakiegoś końcowego terminu rekrutacji, więc jak się zbierze odpowiednia ekipa to wystartujemy. Chetni?
http://z0r.de/195
|